Szukaj

Obóz roboczy w Gładyszowie zakończony pielgrzymką na Św. Górę Jawor - relacja
Autor: Katarzyna Rabczuk / 22-07-2012

Zakończył się obóz roboczy młodzieży z naszej diecezji. Przez dwa tygodnie mieszkaliśmy w ośrodku diecezji przemysko – nowosądeckiej „ELEOS” w Gładyszowie, korzystając z uroków Beskidu Niskiego, gdzie pracowaliśmy przy cerkwi w Blechnarce. Każdy z nas zostawił tam kawałek siebie, pracę swoich rąk, swoje serce. To były niezapomniane słoneczne, ale poświęcone cerkwi, dni wakacji. Nasz pobyt uwieńczyła piesza pielgrzymka na Św. Górę Jawor, co było bardzo ciekawym i nowym doświadczeniem.

Głównym celem naszego pobytu na Łemkowszczyźnie była praca. Czym więc się zajmowaliśmy? Ogrodzenie cerkwi pw. śww. Kosmy i Damiana w Blechnarce, ledwo widoczne wśród traw, krzewów, mchu i ziemi czeka na remont. Naszym zadaniem było oczyszczenie go ze wszelkiego typu niepożądanych elementów wspomnianych wyżej. Nie było lekko, szczególnie, że co raz napotykaliśmy na różne zwierzątka: mrówki, żmije, szerszenie, jaszczurki. Pracowaliśmy 3-4 godziny dziennie. Pozostałą część dnia spędzaliśmy na różne sposoby. Wielokrotnie byliśmy nad zalewem Klimkówka, który oczarował nas swym pięknem. Woda i góry - połączenie jak marzenie. Cieszymy się, że pogoda tak nam dopisała i każdy wrócił do domu z prawdziwą wakacyjną opalenizną. Nie zabrakło również wędrówek po górach czy wizyty w stadninie koni huculskich. Oprócz kąpieli w górskich zbiornikach i zwiedzania okolic, codzienną tradycją stały się mecze piłki nożnej na pobliskim boisku. To było to, czego wielu z nas brakowało. Zmęczyć się i naładować pozytywną energią. Wracaliśmy do ośrodka by zawsze, punktualnie o 22.00 stawić się na modlitwach wieczornych. Molitwosłowy otwieraliśmy oczywiście i rano, by każdy dzień rozpocząć modlitwą.

Myślę, że każdemu utkwiło w pamięci to gwieździste niebo i zapach świeżo skoszonego siana. Lubiliśmy bardzo przy świetle księżyca i rozpalonym ognisku pośpiewać „swoje” piosenki, spróbować „po swojemu” coś powiedzieć. Odwiedzała nas tamtejsza młodzież, którą kierownik ośrodka - o. Arkadiusz Barańczuk, zintegrował z nami już na samym początku, gdy tylko zawitaliśmy w jego progi. To właśnie on i matuszka Katarzyna, której kuchenne specjały nie równają się nikomu, stali się dla nas tak bliscy, że przy pożegnaniu niejedna łza popłynęła, jeśli nie jawnie, to w ukryciu. Zżyliśmy się z tymi ludźmi i wierzymy, że jeszcze nie raz się spotkamy.

Podczas wyjazdu BMP diecezji lubelsko – chełmskiej w góry nie zabrakło i duchowych elementów. Najpierw pomogliśmy o. Arkadiuszowi w przygotowaniach do parafialnego święta, w którym aktywnie uczestniczyliśmy, potem, w niedzielę, pojechaliśmy na Liturgię Św. do Gorlic, gdzie odwiedziliśmy też J.E. władykę Paisija. A zakończyliśmy nasz pobyt na Łemkowszczyźnie pielgrzymką na Św. Górę Jawor. Szliśmy prze wsie, których już nie ma. Zostały całkowicie wysiedlone podczas akcji „Wisła”. Idąc, po drodze spotykaliśmy tylko samotnie stojące krzyże i cmentarze. Pośród łąk i lasów nie było widać żadnych oznak cywilizacji i jakże trudno, nam młodym, wyobrazić sobie, że tam kiedyś mieszkało po 2 tysiące osób… Wyruszyliśmy z nieistniejącej już wsi Czarne, by pierwszego dnia dotrzeć do Gładyszowa. Drugi dzień to etap do Hańczowej, przez Regietów. Odwiedzaliśmy łemkowskie cerkwie, służyliśmy molebnie. Dziś ludzi jest tam mało, lecz wiara wciąż żyje w tych, którzy wrócili, których nie zmogły koleje losu. Opiekę duchową nad pielgrzymami sprawował o. Dariusz Bojczyk z Rzeszowa, jednego dnia również o. Mirosław Cidyło z Bartnego. Jako 17-osobowa grupa stanowiliśmy niemalże połowę pielgrzymów, lecz jakże ważna była nasza obecność tam. Staraliśmy się godnie reprezentować swoją diecezję poza jej granicami. Śpiewaliśmy i pilnowaliśmy porządku na trasie. Niezapomniane chwile i niesamowici ludzie.

Łemkowyna to magiczne miejsce. Wydawałoby się, że jedno wschodzi słońce, że jedno mamy niebo, a jednak będąc tam mieliśmy inne wrażenie. Poznaliśmy niezwykłych ludzi, poznaliśmy tereny tak odległe, ale i tak bliskie sercu. Naszych dziadków także wysiedlali, pozbawiając spokojnego i lepszego życia. Cierpiała tamta ziemia, cierpiała i nasza.

W imieniu wszystkich uczestników obozu serdecznie dziękujemy gospodarzowi – o. Arkadiuszowi i matuszce Katarzynie za gościnność, dobre serce i każde skierowane do nas ciepłe, ale i upominające, słowo. Za to, że dzięki Wam mogliśmy spędzić dwa tygodnie daleko od szumu i gwaru miejskich ulic, pośród uroczych lasów i łąk Beskidu Niskiego. Za wszystko Spasi Hospodi!